poniedziałek, 1 lutego 2021

Zadaniowy tryb pracy

 Osobiście - uwielbiam. Jest dla mnie motywacją i inspiracją.

Może dlatego kocham jeździć, szczególnie po mieście, bo na trasie trochę nudno.

Niemało już napisałam o tym, że na drodze trzeba myśleć, ale dzisiaj Sandra sprowadziła mój tok myślenia ( i swój oczywiście przy mojej pomocy) na kolejną współzależność. Sandra już do mnie nie wróci, bo szczęśliwie zdała dziś egzamin, ale kolejni moi kursanci na pewno nie raz to usłyszą. 

Na drodze - jak na sprawdzianie matematycznym mamy do czynienia z zadaniami. Aby zaliczyć sprawdzian musimy je bezbłędnie rozwiązać. Nie uda się to nigdy jeśli nie uwzględnimy wszystkich danych. I musimy to wiedzieć zanim wjedziemy na skrzyżowanie. Potrzebujemy na to trochę czasu, aby go uzyskać musimy zwolnić, aby wszystko dokładnie przeanalizować. Oczywiście nie ma potrzeby zwalniać, jeżeli naszych danych jeszcze nie widać. 

Zatem po kolei - pierwsze zadanie (skrzyżowanie) - 

1. jaki jest znak

2. komu ustępuję

3. czy ktoś nadjeżdża drogą posiadającą pierwszeństwo przejazdu

4. czy pojazd nadjeżdżający nie skręca bezkolizyjnie lub czy nie musi ustąpić pieszemu

5. na skrzyżowaniu ze światłami sprawdzamy zanim na nie wjedziemy czy pojazdy zatrzymały się na czerwonym świetle, później już tylko skupiamy uwagę na tych, którym ustępujemy przy lewoskręcie i na znaki poziome na drodze. Zawsze na skrzyżowaniu należy zarezerwować sobie ułamek sekundy na to, aby sprawdzić jak należy ułożyć samochód czyli zobaczyć punkt startowy A i punkt docelowy B. Pamiętajmy, że przepisy nakazują nam opuścić skrzyżowanie w miarę możliwości jak najszybciej.  Oczywiście przy dużym natężeniu ruchu, kiedy nasz przejazd jest spowolniony przez pojazdy, którym musimy ustąpić, sprawdzamy czy światło się nie zmieniło. Rozglądanie dostarcza nam nowe dane do naszego równania. Każdy najdrobniejszy szczegół musimy uwzględnić, bo od tego zależy wynik końcowy. I w ten oto prosty sposób możemy sobie poradzić z każdym zadaniem.

Każde działanie matematyczne wymaga doskonałej znajomości podstaw, a na drodze naszą tabliczką mnożenia są przepisy ruchu drogowego. 

Po nudnym kawałku prostej drogi mamy następne zadanie, do którego znowu musimy zebrać dane postępując w powyższy sposób. I jaką mamy satysfakcję, gdy znowu je wykonamy bezbłędnie. Najważniejsze zawsze jest, żeby uwzględnić wszystkie dane.

Nie na darmo mówią, że matematyka jest królową nauk.

Tak prawdę powiedziawszy, na drodze nigdy nie jest nudno, bo zawsze musimy obserwować pieszych, inne pojazdy, bo przy doskonałej znajomości przepisów na drodze zawsze najważniejsza jest obserwacja. Od tego, co się wokół nas dzieje zależy nasze zachowanie. 

Czyż to nie pasjonujące...?

Jeśli jednak ktoś ma duszę humanisty niech na drodze tworzy ramowy plan działania - jak w konspekcie, który bardzo dobrze znacie. Przed każdym skrzyżowaniem można ułożyć sobie plan przejazdu w oparciu o znaki, posiadaną wiedzę i zaobserwowaną sytuację. Czasem taki plan trzeba zmodyfikować, ale na pewno będzie łatwiej.


Nauka jazdy

Drogi panikarzu, droga panikaro,

przychodzisz do szkoły jazdy, aby nauczyć się jeździć.
Stanowisz ze swoim instruktorem zespół.
Na starcie on posiada 100% umiejętności, Ty nierzadko 0.
Szkolenie ma na celu przeniesienie umiejętności na kursanta.
Na szczęście instruktor ich nie traci czyli jest to w zasadzie swoiste pomnożenie tego, co instruktor umie. Nie będzie efektów bez elementarnego zaufania do instruktora.
Zadaniem zespołu jest wypracowanie zachowań i reakcji prawidłowych i bezpiecznych na drodze. I 100% wiedzy w tym temacie na starcie posiada instruktor, ale zawsze chętnie się z Wami nią dzieli. Z czasem jajko może być mądrzejsze od kury, ale na początku raczej nie.
Miałam niedawno fajnego kursanta, który deklarował od początkowych godzin, że chce jeździć po drogach co najmniej 50 lat. Często mu to później przypominałam...bardzo dobrze jeździ... i niedługo pewnie zda egzamin państwowy za pierwszym razem.
Nie chodzi jednak - jak niektórzy twierdzą - o przygotowanie do egzaminu...ale właśnie o te 50 kolejnych lat.

Egzamin to tylko sprawdzian, jakich wiele przeszliście w swoim życiu.
Poza doskonałą wiedzą i umiejętnościami potrzeba jeszcze trochę szczęścia. Nikt nie ma wpływu na sytuację na drodze, z jakimi uczestnikami ruchu przyjdzie mu się zmagać podczas tej niecałej godzinki. Jedni mają bardzo łatwo, inni hardcorowo, lecz jak ktoś umie jeździć i myśleć na drodze, to zda. Najwyżej za drugim albo trzecim razem.
I w tym wypadku na pewno nie może obowiązywać zasada czterech Z :
zakuć, zdać, zapić, zapomnieć... chociaż czasem i tak bywa. 
Ktoś, kto długo nie jeździ często popada we wtórny analfabetyzm. 
Ale przecież tak jest ze wszystkim, czego nie robimy, nie powtarzamy, nie kultywujemy.

A na kursie - najpierw wszystko odbywa się na zasadzie dyktanda...
Instruktor podpowiada krok po kroku....kursant wykonuje polecenia - często z delikatnym opóźnieniem... (co nie zawsze jest bezpieczne na drodze, która żyje, tętni życiem, ewoluuje...), z czasem kursant zaczyna samodzielnie obserwować, analizować, wyciągać wnioski, zauważać własne błędy...i to jest ten czas, kiedy już prawie umie. Przez cały ten czas macie obok siebie anioła stróża w osobie instruktora. Jego zadaniem jest nie tylko nauczyć, ale również zadbać o bezpieczeństwo Waszych zachowań na drodze.

Biologia mnie nigdy nie pasjonowała, ale wiem, tak jak wszyscy, że nasze mózgi to biologiczne komputery. W pamięci mają miliardy programów i są serwerami wysyłającymi rozkazy do całego ciała...I tu również moja wiedza jest poniżej Waszej przeciętnej...ale wiem, że nawet najlepszy sprzęt nie wykona swych funkcji bez wprowadzenia odpowiedniego programu. I tym właśnie się zajmujemy na zajęciach nauki jazdy.

Po paru godzinach jazdy zazwyczaj już doskonale sobie radzicie ze współpracą.
Wspólny język zostaje opracowany i wszystko idzie w dobrym kierunku. 
 
Dla niektórych jest to sprawa łatwa i prosta - jak bułka z masłem...dla innych - niezwykle skomplikowana...Dla wszystkich prawie - strasznie stresująca....szczególnie na początku.
I tak powinno być, bo przecież prowadzenie auta wiąże się z olbrzymią odpowiedzialnością, z której należy sobie zdawać sprawę od samego początku swojej przygody drogowej. 
I nigdy o niej nie można zapomnieć.
Dostajecie przecież do swojej dyspozycji śmiercionośne narzędzie, którym należy dysponować mądrze, z należytą starannością... tak, aby zawsze dostarczało nam tylko pozytywnych i miłych wrażeń. 
W momencie, kiedy to zrozumiecie - znaczy, że umiecie.
A później - to już tylko wiatr we włosach.
I uważamy, żeby ich za mocno nie rozwiało !!!







sobota, 12 maja 2018

Córeczki

Wjazd na parking Kaskady - stromy jak cholera - nie martwiąc się o nic siedziałam spokojnie w swoim VW golf IV, po mojej lewej stronie VW tiguan, w którym były dwie dojrzałe Kobiety... oczywiście wymiana spojrzenia -obowiązkowo- lecz ze strony jednej z nich było ono raczej z góry - bo ja młoda, z listkiem itp... Nagle nadszedł nasz czas i w tym samym momencie ruszamy...to znaczy ja ruszyłam, bo jej auto cofnęło się o jakiś dobry 1m...mężczyzna za nią także cofnął z obawy o stłuczkę... Jak już mnie dogoniła ta jakże "lepsza Kobieta" to tym razem w jej spojrzeniu ujrzałam zażenowanie i mocne zmieszanie - Pomyślałam sobie "Masz za swoje!" - wtedy Agata wybuchła śmiechem i krzyknęła "Tak jest!" na co dumnie jej odpowiedziałam "Byle kto mnie nie uczył"
 - Ewa Wajs
Mam też drugiego beniaminka....Klaudię....dziewczyny wcześniej się nie znały...nawet nie robiły kursu równolegle.... można powiedzieć, że połączyła je sympatia do mnie....a dzisiaj są jak siostry...
I to jest moja misja.

Moje córeczki....chociaż tu wyglądają jak ..synkowie raczej.....
Moje dziewczynki zrobiły mi niewyobrażalną niespodziankę urodzinową ....najpiękniejszą w moim długim  życiu...i piękne prezenty....i wspaniale przeorganizowany czas....dziękuję Wam po stokroć. 
 Ale to nie koniec....moja Klaudia, która zdała egzamin na prawo jazdy za pierwszym razem 21 marca, pisze mi później, że chciałaby  ze mną pojeździć....i że ktoś tam nie zasługuje na to, żeby ze mną jeździć////
Wzruszająca jesteś do bólu....
Cieszę się strasznie, że dożyłam  dnia takiego.... i mam nadzieję, moje drogie córeczki,dorobić Wam rodzeństwa....choć biologia już nie pozwala....
Kocham Was.
 I mógłby sobie ktoś pomyśleć, że jest to opowieść nie na temat....lecz jest w temacie jak najbardziej.....
Nawet sobie nie wyobrażacie jak ONE kochają jeździć.....i jak umieją...... 
Nie wspomnę, kto je nauczył....

Auto powinno być czyste

Mąż potrafi...

Taki dowcip dzisiaj znalazłam w ramach porannej prasówki...
Zabawna antyteza moich marzeń i wyobrażeń...

Mąż do żony:
- Taka piękna pogoda, a ty męczysz się myciem podłogi. 
Wyszłabyś lepiej na dwór i umyła samochód...

Dzisiaj u mnie za oknem słońce świeci...wydaje się, że pogoda ładna...
Może więc umyję samochód...podłogę wczoraj myłam...
Szczęście, że nie mam takiego męża, bo musiałabym galopem obiad szykować...

A tak...mogę leniwie zaczynać wolny weekend..

wtorek, 18 lipca 2017

Nowe radiowozy "na Szczecinie"


Znajome barwy na ulicach miasta...



"Policjantka" w "radiowozie" wystraszyła dziś przybysza z innego miasta do tego stopnia, że powstrzymał się od przechodzenia przez jezdnię w niedozwolonym miejscu i przeszedł kilkadziesiąt metrów dalej do przejścia dla pieszych...o czym nas poinformował, gdy go przepuszczałyśmy.
I o to chodzi...propagowanie bezpieczeństwa - to jedno z naszych zadań.

Niejednokrotnie wcześniej kursanci wspominali, że czują się jak w policyjnym aucie.
Bo tak to wygląda zza kierownicy.


wtorek, 30 maja 2017

Pasja jeżdżenia

Czym tak naprawdę jest pasja? 

Cóż by rzec...? to chyba przede wszystkim radość i energia odczuwane, gdy robimy coś fajnego.... coś, co karmi naszą duszę, ciało, nasz umysł... 
wyzwala najlepsze emocje. 

Pasja - to zaangażowanie i motywacja, gdy robimy coś, 
co jest dla nas przyjemne...coś, co chcemy, dla tej właśnie przyjemności robić...


Co rodzi pasję...?
Czasem determinacja, czasem fascynacja...
Pasją jeżdżenia zaraziły się prawie wszystkie moje kursantki...a szczególnie Żanetka, Ewelina, Iza, Daria, Julcia, Paula, Kasia, Ola, Klaudia...i wiele innych. 
Nie tam, żeby wszystkie ode mnie... 
Pierwszą inspiracją jest najczęściej ktoś z rodziny, otoczenia, środowiska... 
Rodzic, chłopak, przyjaciółka... 
Ale...nawet ktoś już zainfekowany pasją, przychodzi na pierwsze jazdy mocno zestresowany... wystraszony... pełen obaw czy sobie poradzi...
Rolą instruktora jest podanie pomocnej dłoni i wprowadzenie w stan aktywności.... pobudzenie myślenia... pomoc w złapaniu wiatru w żagle...
I za chwilę okazuje się, że kochacie jeździć... i potraficie.

Pasjonaci szybko przyswajają umiejętności...i trzydzieści godzin mija nie wiadomo kiedy...
Robią coś, co kochają albo przynajmniej bardzo lubią, co daje im przyjemność i odskocznię.
Mają kawałek własnego świata, którym potrafią się cieszyć... 
Instruktor czuje satysfakcję, a kursant odczuwa przyjemność, która jest kopalnią siły, energii i szczęścia. Kreuje swoją osobowość i myśli o swoim przyszłym rozwoju.
Jakąż rozkoszą dla instruktora jest fakt, że kursant jest niezaspokojony, kiedy kończą się zaplanowane godziny jazdy...
Większą rozkoszą może być tylko pozytywnie zakończony sprawdzian na egzaminie państwowym...najlepiej za pierwszym razem.
Często tak się dzieje w przypadku pasjonatów....bo pasja rodzi sukces. 
A sukces... jest zawsze spełnieniem, radością, satysfakcją, osiągnięciem celu.
Czyli - zadanie wykonane.
Nie zawsze oczywiście tak się dzieje. Czasem nawet pasjonat nie zdaje egzaminu za pierwszym razem. 
Lecz pamiętajcie - nie ma porażek, są tylko lekcje. 
Może właśnie ich potrzebowaliście... lekcji pokory, która jest nierozerwalnie związana z naszym życiem i bardzo potrzebna na drodze. 
Bardzo trafne stwierdzenie usłyszałam niedawno od doświadczonego mądrego instruktora, że na egzaminie niejednokrotnie lepiej sobie poradzi Janko Muzykant od wytrawnego wirtuoza. Właśnie ze względu na pokorę.
Pasja u niektórych rodzi się dopiero po dłuższym czasie... wtedy, kiedy przechodzi stres, który blokuje myślenie, tak ważne na drodze, co zawsze podkreślam. 
Wtedy, kiedy zaczynacie naprawdę się jazdą fascynować... stajecie się pasjonatami.
Im więcej poświęcacie tematyce drogowej czasu i uwagi, tym bardziej wasze zainteresowanie tematem rośnie. Chcecie być jeszcze lepsi, znać kolejne odpowiedzi, wgłębiać się w tematykę, jakże podniecającą przecież.
Pasja to lek na szarą rzeczywistość...dodaje energii i sprawia, że jesteśmy szczęśliwszymi ludźmi.
Są i tacy, niestety, którzy pasji jeżdżenia pewnie nigdy nie poczują...
Ci mogą być najwyżej miernymi rzemieślnikami...a spełniać się w innych dziedzinach.

My, pasjonaci - Wasi instruktorzy namiętnie...żarliwie...fanatycznie...
zarażamy Was swoją pasją. 
Pokochasz...zrozumiesz...
Jak nie pokochasz...to ja nie zrozumiem.

czwartek, 27 kwietnia 2017

Dowcipnie

Taki życiowy egzaminacyjny dowcip...opowiedziany przez Julcię M.

Po zakończonym egzaminie - ze skutkiem negatywnym - za niezatrzymanie się na czerwonym świetle egzaminator pyta
- " dlaczego Pani nie hamowała ?"
- egzaminowana osoba odpowiada z naiwnością dziecka
- " na kursie... sam hamował"... :).
Brawo, koledzy instruktorzy....Jakie mamy rewelacyjne samochody szkoleniowe.

Ta sama kursantka, po tym - jak jej włączyłam wycieraczki przy małym deszczyku - zapytała -
" na egzaminie same się włączą?" - genialne...uwielbiam Cię, Julcia...
spostrzegawcza i myśląca...czyli tzw. najlepszy sort kursantów...
Takie osoby zdają za pierwszym razem...

I z tej kategorii - z życia wzięte historyjki...
Jadę z kursantką po rondzie Giedroycia...zjeżdżamy z lewego pasa na prawy...pytam ją czy sprawdziła, czy nikt nie jedzie prawym pasem, na który zjeżdża...ona odpowiada, że nie, bo zawsze pan Marek patrzył...a przecież nie ma gwarancji, że egzaminował będzie Marek...
Nie wspomnę już, że po egzaminie będziecie sami jeździć !!! na pewno bez Marka...
Miałam też kursantkę - matkę trójki dzieci - która - wjeżdżając na skrzyżowanie, na którym należy ustąpić pierwszeństwa trzem stronom, nie okazywała ani krzty zainteresowania....
stwierdziłam - zupełnie słusznie, że każde z dzieci będzie musiało w przyszłości kontrolować swoją przypisaną stronę....aby mieć w ogóle przyszłość.
Dawno temu koleżanka instruktorka przed skrzyżowaniem, na którym należy ustąpić pierwszeństwa, pyta swoją kursantkę, dlaczego nie patrzy czy coś jedzie...kursantka odpowiedziała :
" a po co...? przecież ty patrzysz".
Inna instruktorka opowiadała, że analizując z kursantką wykonane parkowanie, zwróciła jej uwagę, że z jednej strony w ogóle nie da się wysiąść...kursantka odpowiedziała....
"a nic nie mówiłaś, że będziesz wysiadać".
Niby śmieszne, a w życiu (i na egzaminie) raczej żałosne...