niedziela, 28 czerwca 2015

Chwila nieuwagi...

Jaka kosztowna - widzimy na zdjęciu -

  1. koleś nie ma kasy na naprawę albo,
  2. nie ma terminu u blacharza albo,
  3. czeka na zamówione części.
Na pewno nie miał ubezpieczenia z opcją samochodu zastępczego na czas naprawy.
A takie miał piękne auto...amerykańskie...(jak mówił Kargul czy Pawlak może)...
To akurat chyba hiszpańskie, ale też ładne było...
Nawet dobrze naprawione - nigdy już nie będzie bezwypadkowym, czyli wartość jego bezpowrotnie maleje. Dlatego uważajmy na drodze...
proszę, namawiam, nalegam, błagam, nakazuję, żądam,...
Wybierz swój środek przekazu - taki, który najszybciej trafi do Twojej świadomości i wprowadź odpowiedni plik do swojego programu poruszania się po drodze.
Niech to będzie program bezpieczny, skuteczny, pasjonujący i zawsze szczęśliwie zakańczany.
Musicie więc w nim zawrzeć kilka podstawowych zasad:

  1. środkowe, bezpieczne ułożenie pojazdu na pasie ruchu,
  2. prawoskręty "przytulone" do prawej krawędzi,
  3. odpowiednia prędkość zapewniająca panowanie nad pojazdem (i niezagrożona  utratą prawka),
  4. obserwacja drogi, 
  5. myślenie, planowanie, przewidywanie,
  6. wyobraźnia, która jest niezwykle ważna na polskich drogach.
Kilka prostych zasad, które maksymalizują wasze szanse na podróżówanie pięknym, bezwypadkowym autem. Może sami coś jeszcze dopiszecie...
Każda uwaga czy nowe spostrzeżenie mogą być dla innych użytkowników drogi bezcenne






Można i tak, ale przeglądu by nie przeszedł....chyba, że po znajomości...
Lecz to dzisiaj pewnie już niemożliwe.
Zresztą, tę prowizorkę wykonywał zapewne ktoś bez pojęcia...cudzoziemiec na pewno...
Polak dyskretnie połączyłby luźne elementy taśmą w kolorze karoserii...nagiąłby, wygiąlby....i nic by nie było widać...prawie...
Bo Polak potrafi...

czwartek, 25 czerwca 2015

Co ty Qrwa wiesz o parkowaniu....?

Czy wiecie dlaczego kobiety żyją dłużej niż mężczyźni...?
Bo Pan Bóg oddaje im czas, który tracą na parkowanie.

Dawno temu, kiedy usłyszałam ten dowcip, pomyślałam, że to bardzo o mnie.
I ucieszyłam się też, że dłużej pożyję.
Może teraz rzadziej, ale kiedyś każde moje parkowanie wykonywałam z kilkoma poprawkami (perfekcjonistka - myślałby kto) - z szacunku dla innych uczestników ruchu.
Ponieważ mieszkam w miejscu, w którym często wieczorową porą parkuje mnóstwo samochodów, którymi przyjeżdżają do teatru ludzie żądni kultury i tak się spieszą, tak bardzo są żądni, że parkują byle jak. Często więc musiałam parkować w miejscach wymagających wirtuozerii i precyzji.
Tego się nie dalo zrobić na raz, musiało być z poprawkami. Czasami parkowałam na grubość lakieru (mój mąż tak wyprzedzał), bez skrupułów, skoro ktoś nie pomyślał o innych.
Ale przez szyberdach nie musiałam nigdy wychodzić. Na szczęście.
Ci, którzy nie wiedzą - niech się dowiedzą - aby prawidłowo wykonać parkowanie - musicie mieć odpowiednią prędkość, najczęściej minimalną, najmniejszą z możliwych. Im trudniejsze miejsce - tym wolniej. Czasami nawet lepiej się zatrzymać i ruszać na półsprzęgle.

Na egzaminie należy wykonać jedno parkowanie z trzech obowiązujących.
Parkowanie prostopadłe i skośne przodem. Aby je zaliczyć:

  1. musisz mieć włączony kierunkowskaz przed rozpoczęciem manewru - już przy poszukiwaniu miejsca, aby odpowiednio wcześnie zakomunikować innym kierowcom, co będziemy robić; oczywiście kierunkowskaz musi być włączony aż do zakończenia manewru, a - jak na pewno wiecie - często wyskakuje podczas korygowania toru jazdy; należy to kontrolować i poprawiać,
  2. pojazd musisz ulokować w wyznaczonym polu,
  3. w sposób nakazany przez znaki pionowe lub poziome, 
  4. musi być swobodny dostęp do sąsiadujących pojazdów. 
Przy parkowaniu równoległym - kopertą zwanym obowiązują następujące kryteria:

  1. pojazd musi mieścić się w linii postojowej - namalowanej bądź wyznaczonej przez zaparkowane wcześniej pojazdy,
  2. pojazd musi być zaparkowany równolegle do krawężnika,
  3. kierunkowskaz - oczywiście musi być włączony przed rozpoczęcięm manewru i sygnalizować wykonywany manewr aż do jego zakończenia; i tu szczególnie uważajcie - kierunkowskaz co chwilę wyskakuje, bo kręcimy kierownicą w przeciwną stronę niż pokazujemy. 
I jeszcze jedna ważna rzecz - dla niecierpliwych - za 31 razem bankowo będzie lepiej niż za 10.:-)



Gdyby był miły, to dodałby chociaż " ale masz piękną figurę"( bo twarzy nie widzimy)...

Nie przejmujcie się dziewczyny, to nie jest prawda. Jesteśmy z natury bardziej dokładne i staranne, a to przy parkowaniu procentuje.
I dłużej pożyjemy.

Krajobraz po deszczu

Dzisiaj na szczęście przestało padać...pora na lato..
Ale wczoraj ...parę razy ludzie odskakiwali obawiając się rozchlapanej z kałuży brudnej wody.
Na jakiejś drodze w ekspresyjny po polsku sposób kilka osób okazywało swoje niezadowolenie z powodu bliskości przejeżdżającej L-ki, mimo że o zachlapaniu w ogóle nie było mowy.
Takie mamy drogi, że prawie wszędzie zbierają sie olbrzymie kaluże.
Polskie drogi.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Dzień ojca.




Mały Jasio wybrał się na mecz. 
Siedzący obok mężczyzna pyta go:
- Jak tu wszedłeś, synku?
- Miałem bilet.
- Sam go kupiłeś?
- Nie, tata kupił.
- A gdzie jest tata?
- W domu, szuka biletu.
Na coś więc przydają się tatusiowie czasem, nieprawdaż...?
 Nie byłabym sobą, gdybym przy okazji nie wspomniała, że mamy też się przydają...
często nawet.




Fantastyczny pomysł dziecko miało...Jednak dzieci są bardzo kreatywne.
Takie święto każdy tatuś zapamiętałby do końca zycia.
A takie wyznanie...bezcenne.
Kochajcie swoich ojców.
Ja nie mam już ani własnego ojca, ani teścia, ani nawet mój syn nie ma swego ojca.
Możemy im najwyżej postawić świeczkę.
Kochajcie swoich ojców i okazujcie im to...
chociaż niekoniecznie na karoserii ich wymuskanego auta.

czwartek, 18 czerwca 2015

Wózek inwalidzki po szczecińsku

Co siódmy mieszkaniec Polski jest osobą niepełnosprawną. Oczywiście dotyczy to wszystkich typów niepełnosprawności, nie tylko niepełnosprawnych ruchowo. Polityka państwa na szczęście zmierza w kierunku integracji społecznej tych osób, także w ujęciu kodeksu drogowego.
Nie wszyscy wiedzą, że osoba o widocznej niesprawności ruchowej ma prawo przejść przez jezdnię w każdym miejscu - więc tym bardziej, moi drodzy, na przejściu dla pieszych. Niezastosowanie się do tego przepisu na pewno zakończy egzamin na prawo jazdy, a policja ukara was wysokim mandatem i wlepi 10 pkt.
Podobnie karygodne jest parkowanie na miejscu parkingowym przeznaczonym dla osób niepełnosprawnych, chociaż życie pokazuje, że takie parkowanie zdarza się "najlepszym".




No cóż, kierowca pewnie pomyślał, że skoro są wolne miejsca...że na chwilę...

OD DZIŚ WAŻNA ZMIANA DLA BURAKÓW PARKUJĄCYCH NA MIEJSCACH DLA INWALIDÓW - TegoNieWiesz.pl - Ciekawostki i fakty o których nie masz pojęcia! - Tego nie wiesz, ale się dowiesz!
Zdarza mi się zatrzymać samochód w takim miejscu, aby na przykład pożegnać się z kursantem, jeżeli nie ma innych miejsc do zatrzymania pojazdu....wszak zatrzymanie jest dozwolone w miejscu, w którym nie wolno parkować.
Oczywiście nie wszyscy znają przepisy i zdarza się słyszeć kąśliwe uwagi nawet w przypadku zatrzymania. Takie mamy społeczeństwo - niedouczone a roszczeniowe.
Nigdy natomiast nie parkuję w takim miejscu, nawet na chwilę. Bardzo przemówiło do mnie kiedyś popularne hasło - "zabrałeś moje miejsce - zabierz moje kalectwo". Dźwięczy mi to w uszach złowróżbnie - i chyba dobrze, bo mam skłonności do ignorowania zakazów, nie tylko na drodze - do czego oczywiście nie powinnam się przyznawać, ale cóż, taka natura....nieokiełznana, wywrotowa, ale szczera.

Zaparkował samochód na miejscu dla niepełnosprawnych. To, co go spotkało kiedy wrócił jest bezcenne!

sobota, 13 czerwca 2015

Aksjomaty drogowe




Znalezione obrazy dla zapytania nauka jazdy szczecin


Aksjomat to zdanie przyjmowane za prawdziwe czyli takie, którego się nie dowodzi.
To stwierdzenie, które uważa się za oczywiste i bezsporne.

Chodziło mi to słowo po głowie wielokrotnie podczas pracy, kiedy ktoś nie dowierzał znakom i przepisom. Nie byłam jednak pewna jego wymowy - tyle lat minęło od czasu ukończenia liceum. Ostatnio jednak rozmawiałam z kursantką na ten temat - a propos jakiegoś jej błędu i potwierdziła, że dobrze myślę, że aksjomat to aksjomat.

Przychodzi twierdzenie do baru: 
- Poproszę piwo 
- A dowodzik jest? 
- Nie potrzebuję, jestem aksjomatem.

Dlatego postanowiłam wam przedstawić drogowe aksjomaty:

  1. jeżeli masz zielone światło to droga poprzeczna ma na pewno czerwone,
  2. jeżeli jesteś na dodze z pierwszeństwem przejazdu to nie musisz się zatrzymywać na skrzyżowaniu ani mocno zwalniać i wypatrywać czy nie nadjeżdżają pojazdy, które mają nam ustąpić pierwszeństwa (zanim dojedzie ewentualny wariat, który chciałby nam wymusić - nas już dawno nie będzie na skrzyżowaniu),
  3. ustąpienie pierwszeństwa polega na tym, że pierwszy przejeżdża pojazd, który ma pierwszeństwo (dotyczy to także pieszych na przejściu dla pieszych),
  4. jeżeli chcesz żyć - obserwujesz drogę/pas ruchu, któremu ustępujesz,
  5. jeżeli chcesz jeździć po drogach musisz widzieć znaki, które ustalają zasady gry,
  6. znak musi do ciebie przemówić czyli uświadomić komu ustępujesz i przed kim masz pierwszeństwo,
  7. patrzysz w taki sposób, żeby zobaczyć to, co jest ważne... patrzeć nie zawsze oznacza widzieć - dzisiaj moja kursantka nie zauważyła autobusu, który jechał na nas drogą z pierwszeństwem przejazdu, pomimo, że patrzyła w jego stronę,
  8. można patrzeć i nie widzieć, ale nie można widzieć nie patrząc, 
  9. jeżeli chcesz zdać egzamin - stosujesz się do tych zasad,
  10. jeżeli zdałeś już szczęśliwie egzamin wcale to nie oznacza, że jesteś dobrym kierowcą - oznacza to tylko tyle, że opanowałeś elementarz i masz wystarczające przygotowanie, aby poradzić sobie na drodze i dalej się uczyć ( jednakże czasami, o zgrozo, egzaminatorzy też się pomylą). 
Taki dekalog utworzyły lata pracy z osobami, które stawiają swoje pierwsze kroki na drodze i doświadczają rozkoszy czterech kółek. Generalnie dotyczy to osób zaczynających jeździć i tych bardziej rozważnych i ostrożnych. I nie ma w tym nic złego, że się rozglądacie, ale trzeba prawidłowo ocenić hierarchię obserwowanych obiektów.
Macie tylko jedną parę oczu.

środa, 10 czerwca 2015

W Świnoujściu nie było komarów...



Byłam, doświadczyłam, przeżyłam i wyjątkowo wróciłam bez ukąszeń.
Całą niedzielę spędziliśmy na powietrzu - w ogrodzie. Od wczesnych godzin porannych do późnego wieczora, kiedy wyjeżdżaliśmy żegnani przez liczną rodzinkę dzików żerujących pod świnoujskim promem. Zero komarów, a bywało tak, że szyby robiły się czarne od tych bezczelnych krwiopijczych żyjątek, nie wiadomo komu potrzebnych. Bywało tak, że w straszliwy upał nie można było okien w domu otworzyć, bo całymi chmarami natychmiast wlatywały do środka w wiadomym celu.
W zeszłym roku - w środku lata, gdy weszłam na plażę przywitać się z morzem i urzeczona zachodem słońca pozwoliłam sobie na chwilę ekstazy, natychmiast tego pożalowałam, bo moje gołe łydki obsiadły dziesiątki komarów - nie wiadomo, którego eliminować, bo dłonie tylko dwie. Właściwie tej ekstazy nie żałuję, bo widok był niecodzienny - cudne czerwone słońce schodzące do morza to obraz niezapomniany, do tej pory cieszy moje zmysły, a ślady ukąszeń - dokuczliwe, ale  po paru dniach poszły w zapomnienie. Ale po tym weekendzie żadnego śladu. Wprawdzie w sobotę wieczorem coś tam mi brzęczało koło ucha, ale chyba jakiś nieśmiały był i nie miał odwagi zaatakować.
Cudowny weekend spędzony w ogrodzie w towarzystwie ukochanych osób, które na co dzień nie mają czasu ani możliwości  na wspólny posiłek - teraz sobie pofolgowaliśmy - poranna kawka w pidżamie, wystawne śniadanko, pyszny obiadek - wspólnie przygotowywany, lody na deser - totalna rozpusta. Wszystko, co uwielbiam. Do tego - jako wartość dodana wesołe towarzystwo, żartobliwa, radosna atmosfera - żyć, nie umierać...i to bez komarów, które zwykle są w świnoujskim pakiecie.
Dziękuję losowi, że mam takich fajnych ludzi wokół siebie, chociaż czasem, weekendowo.
Dziękuję losowi, że czasami w Świnoujściu nie ma komarów, a właściwie to o komarzyce bardziej chodzi, bo osobniki płci męskiej to tylko kwiatki zapylają czyli w różach raczej się kochają - jak Mały Ksiąze na jednej z wielu gwiazd.

Bogini za kierownicą...



I oto okazało się po latach, że mam w rodzinie boginię. 
Właściwie to rodzina mojego męża - jego siostra, ale trzymamy się razem. I lubimy się bardzo.
To bogini radości, dobrego humoru, życzliwości i takich tam...
Ma mnóstwo zalet, ale jeździć to ona nie lubi ...chyba, że na rowerze. Wtedy czuje się bezpiecznie, czuje, że nic jej nie zagraża. Na nic moje tłumaczenia, że właśnie rowerzyści są grupą największego ryzyka na drodze, że są niewidoczni i zaskakujący dla kierowców...dziś właśnie jeździłam z kursantką, która w ciągu 2 godzin trzy razy o mało nie najechała na rower - miejski - szczeciński czyli w charakterystycznych kolorach floating garden...  że ścieżki rowerowe są często niezbyt bezpiecznie zaprojektowane. 
A ona swoje - jak to bogini - ma swoje fanaberie, a wśród nich - rower właśnie.
Owszem, chciałaby mieć samochód - jak ostatnio zdradziła...jakiś ładny, żeby sobie w nim posiedzieć, posprzątać...Całe towarzystwo od razu zaproponowało jej swoje auta do sprzątania, ale chyba żadne z nich nie było wystarczająco ładne.
Zdarza jej się czasem - w ostateczności - jeździć samochodem, ale chyba wtedy sama najgłośniej się modli, żeby jak najszybciej dojechać do celu i mieć to z głowy. 
Po co ma się zresztą tak stresować...? Ma męża, który świetnie jeździ, syna i córkę, którzy równie doskonale radzą sobie na drodze (ciotka maczała w tym też paluszki), mamę czyli moją anielską teściową, no i w końcu ROWER.
I skąd jej się wzięla ta niechęć do prowadzenia auta...? może się nasłuchała w młodości jakichś zabawnych dykteryjek typu - jeżeli chcesz żywy opuscić auto - nigdy nie daj kobiecie prowadzić, albo o tym, co się daje kobiecie do ręki zamiast  dźwigni biegów - to powiedzonko mojego dziadka.
A przecież kobiety świetnie radzą sobie na drodze, często lepiej niż mężczyźni. Jeżdżą masowo autobusami, tirami, taksówkami i potrafią świetnie zadbać o swoje auto - jak te panie na stacji paliw - nie domagają się, żeby  ktoś je obsłużył. Wystarczy chcieć, a trening czyni mistrza.




Czasami jednak bogini woli być księżniczką, którą inni wożą. To też potrafię zrozumieć - też lubię być wożona - dlatego jestem instruktorem. Ale żeby tak zupełnie nie wsiadać za kółko - tego nie mogę zrozumieć. Miałam w swoim dorosłym życiu kierowcy jakieś dwa lata bez dostępu do samochodu - i muszę Wam powiedzieć, że strasznie cierpiałam.

piątek, 5 czerwca 2015

Nasze polskie świętowanie.

Kolejny długi weekend - niecierpliwie wyczekiwany...tym razem z piękną pogodą...
Słodka rozpusta nic-nierobienia...słońce, plaża albo grill i coś do grilla.

Byłam na imprezce...najpierw pojadłam, potem dopiero popiłam..... i taki dowcip usłyszałam. Może niezbyt mądry, jak to kawał...przeważnie jest głupi, ale ponieważ tematycznie związany z moim ulubionym rondem, więc zdecydowałam się posłać w eter.

Czterech kumpli postanowiło się zabawić - bo cóz tu robić w długi weekend 
( na pewno mieli więcej niż 18 lat, bo nikt ich nie zaprosił na 18-stkę, więc nie ten przedział wiekowy....albo nikt ich nie lubi) 
- spalili więc trochę trawki i postanowili pojeździć autkiem po mieście. Jeżdżą tak po mieście, w końcu wpadli na rondo i kręcą się na nim w kółko, żeby faza była lepsza. Ale trochę im się to znudziło, więc dla odmiany zaczęli jeździć po rondzie do tyłu. 
W pewnym momencie łup, walnęli w drugi samochód.
Przerażeni siedzą w samochodzie i nie wychodzą. Zaraz oczywiście zjawiła się policja (tak to jest, a jak są potrzebni to ich nie ma...). Chłopaki dalej przerażeni siedzą w aucie i nie wychodzą, w końcu podchodzi do nich policjant i mówi: "Spokojnie chłopaki, nie bójcie się, koleś ma 2 promile i jeszcze mówi, że jechaliście do tyłu."

Znalezione obrazy dla zapytania kolizje na rondzie
Wyobrażacie ich sobie na placu Grunwaldzkim...? Tylu świrów w jednym miejscu...
To nas oczywiście nie dotyczy. 
My nie wsiadamy do samochodu po spożyciu, ani nie siadamy na motocyklu.
Jesteśmy mądrzy i odpowiedzialni. I obawiamy się nieuchronnej kary.

czwartek, 4 czerwca 2015

Plac Grunwaldzki w Szczecinie

Moje ulubione rondo - przestronne, cudownie symetryczne, dobrze oznakowane...
Każdemu, w ciemno mogę obiecać, że w moim towarzystwie i on je pokocha.



Fantastycznie nadaje się do szkolenia kierowców. Wiedzą o tym instruktorzy, wiedzą też egzaminatorzy. Dlatego tak często was tam wożą - aby sprawdzić jak pięknie umiecie po nim jeździć. A kto się jeszcze nie nauczył niech się zgłosi do mnie.

Plac Grunwaldzki cieszy szczecińskich kierowców od końca XIX wieku, a jego projekt wzorowany był na rozwiązaniach paryskich. Dlatego cieszmy się moi drodzy, że ruch kołowy na naszym rondzie odbywa się w miarę normalnie, a nie tak jak w Paryżu na rondzie de Gaulle`a. Zobaczcie sami. 
Dawno temu mój znajomy z podparyskiej miejscowości opowiadał, że jeżeli uda mu się wrócić z samochodowej wyprawy do Paryża bez stłuczki - to jest bardzo szczęśliwy.

A rondo - jak wszyscy bardzo dobrze wiemy - jest skrzyżowaniem doskonałym, najszybciej rozwiązującym duże natężenie ruchu. Jak grzyby po deszczu wyrastają w Polsce nowe ronda przerabiane ze starych zakorkowanych skrzyżowań, na których wydarzyło się mnóstwo kolizji. I w Szczecinie powstało kilka takich rond - w newralgicznych punktach miasta - śmiesznie małych, wręcz niemożliwych do prawidłowego przejazdu dla dużych pojazdów, a jednak świetnie rozładowujących zakorkowane uprzednio skrzyżowania. 

Idea jazdy po rondzie polega na tym, że jeden pojazd opuszcza rondo, a drugi natychmiast zajmuje jego miejsce. Jest to  możliwe, jeżeli wszyscy kierowcy prawidłowo sygnalizują swoje zamiary - zawczasu i wyraźnie. Rondo  to skrzyżowanie dla ludzi myślących. Sytuacja zmienia się tu w oka mgnieniu i wymaga od kierującego ciągłej obserwacji, refleksu i myślenia. Najpiękniej wjeżdża się na rondo bez zatrzymywania, dlatego warto dojeżdżając powolutku do ronda obserwować, co się na nim dzieje - jak tylko jest widoczność - i szukać możliwości płynnego wjazdu. Wierzcie mi, że bardzo często się udaje.

Manewry egzaminacyjne na rondzie to najczęściej zawracanie i lewoskręty.
Zawracanie - to przejazd przez całe rondo i powrót do tej samej drogi. 
Lewoskręt - to wjazd w drogę, która jest po lewej stronie patrząc od drogi wjazdowej. Lewoskręty liczymy od prostego. 
Oczywiście może być czasem prościej - czyli prosto przez rondo albo skręt w prawo. Te przejazdy zawsze (na egzaminie) wykonujemy z prawego pasa wjazdowego i wjeżdżamy na prawy pas na rondzie. Taki przejazd jest zgodny z przepisami i nie rodzi niepotrzebnych zagrożeń typu wymuszenie przy zmianie pasa ruchu albo brak kierunkowskazu, a błędy takie mają wpływ na wynik egzaminu. 
Jeżeli nie ma drogi, która jest przedłużeniem drogi wjazdowej, rzucamy sobie w wyobraźni linię prostą, dzielącą rondo na dwie połowy.
Mając do wykonania manewr zawracania lub lewoskrętu zawsze musimy przed wjazdem na rondo zająć lewy pas wjazdowy. Jego naturalną kontynuacją jest lewy pas na rondzie. Lewym pasem przejeżdżamy około połowy ronda. Jest to odległość orientacyjna, która może być nieco skrócona lub wydłużona - zależnie od sytuacji na rondzie. Nigdy nie zmieniajcie pasa ruchu przed przejściem dla pieszych - szczególnie, gdy jest połączone ze ścieżką rowerową - ani przed przejazdem tramwajowym, bo w tych miejscach wasza uwaga musi byc skupiona na czymś innym. Najlepiej to robić tuż za tymi obiektami. Natomiast zamiar zmiany pasa ruchu powinniście sygnalizować z wyprzedzeniem - zawsze przed drogą wjazdową, aby samochody oczekujące na wjazd na rondo nie wjeżdżały na pas, na który planujecie wjechać. 
Pamiętajmy, że : 
  • pojazdy jadące pasem, na który chcemy wjechać mają pierwszeństwo, choć bardzo często ułatwiają nam przejazd zwalniając albo przejeżdżając na inny pas,
  • kierowcy nie mają takiego obowiązku - robią to w ramach kultury jazdy.
Środkowym pasem jedziemy do momentu aż miniemy wjazd do ostatniej drogi, w którą nie skręcamy. Włączamy wtedy kierunkowskaz, który komunikuje innym pojazdom, że planujemy zjechać z ronda w najbliższą drogę zjazdową. 
Jest to bardzo ważny sygnał dla :
  • kierowców oczekujących na wjazd - otrzymują od nas informację, że mogą wjeżdżać na rondo na nasze miejsce,
  • kierowców jadących za nami - ostrzegają, że możemy zwolnić,
  • kierowców jadących prawym pasem, którzy często będą nam pomagać przy zjeździe z ronda, chociaż przepis nie nakłada na nich takiego obowiązku.
Moje codzienne doświadczenia wykazują, że większość kierowców współpracuje przy zmianie pasa ruchu, szczególnie na rondzie, aby nikt go nie blokował. Najrzadziej taką - pożądaną bardzo przecież - kulturą jazdy legitymują się młode dziewczyny za kółkiem, starzy dziadkowie (w kapeluszach) i ogólnie zamiejscowi. Ma to swoje proste wytłumaczenie :
  1. niedoświadczone dziewczyny boją się, że im auto zgaśnie jak zdejmą nogę z gazu,
  2. dziadkowie - to niegdyś królowie szos, może już nie widzą czasem...i refleks nie ten,
  3. zamiejscowi czują się bardzo niepewnie na rondzie, bo za rzadko po nim jeżdżą.
Niepewność na rondzie dotyczy prawie każdego kursanta, który uczył się w szkole jazdy poza Szczecinem. Prawie wszyscy boją się placu Grunwaldzkiego i paradoksalnie lepiej sobie radzą na bardzo trudnym placu Rodła, a ronda się boją. Powód jest jeden - za mało po nim jeździli.
Dlatego ja każdego wożę tak długo po placu Grunwaldzkim, aż go pokocha.
Wartość dodana :
kierowcy wyszkolonemu w Szczecinie, zwłaszcza w mojej szkole, nie straszne żadne rondo.