wtorek, 18 lipca 2017

Nowe radiowozy "na Szczecinie"


Znajome barwy na ulicach miasta...



"Policjantka" w "radiowozie" wystraszyła dziś przybysza z innego miasta do tego stopnia, że powstrzymał się od przechodzenia przez jezdnię w niedozwolonym miejscu i przeszedł kilkadziesiąt metrów dalej do przejścia dla pieszych...o czym nas poinformował, gdy go przepuszczałyśmy.
I o to chodzi...propagowanie bezpieczeństwa - to jedno z naszych zadań.

Niejednokrotnie wcześniej kursanci wspominali, że czują się jak w policyjnym aucie.
Bo tak to wygląda zza kierownicy.


wtorek, 30 maja 2017

Pasja jeżdżenia

Czym tak naprawdę jest pasja? 

Cóż by rzec...? to chyba przede wszystkim radość i energia odczuwane, gdy robimy coś fajnego.... coś, co karmi naszą duszę, ciało, nasz umysł... 
wyzwala najlepsze emocje. 

Pasja - to zaangażowanie i motywacja, gdy robimy coś, 
co jest dla nas przyjemne...coś, co chcemy, dla tej właśnie przyjemności robić...


Co rodzi pasję...?
Czasem determinacja, czasem fascynacja...
Pasją jeżdżenia zaraziły się prawie wszystkie moje kursantki...a szczególnie Żanetka, Ewelina, Iza, Daria, Julcia, Paula, Kasia, Ola, Klaudia...i wiele innych. 
Nie tam, żeby wszystkie ode mnie... 
Pierwszą inspiracją jest najczęściej ktoś z rodziny, otoczenia, środowiska... 
Rodzic, chłopak, przyjaciółka... 
Ale...nawet ktoś już zainfekowany pasją, przychodzi na pierwsze jazdy mocno zestresowany... wystraszony... pełen obaw czy sobie poradzi...
Rolą instruktora jest podanie pomocnej dłoni i wprowadzenie w stan aktywności.... pobudzenie myślenia... pomoc w złapaniu wiatru w żagle...
I za chwilę okazuje się, że kochacie jeździć... i potraficie.

Pasjonaci szybko przyswajają umiejętności...i trzydzieści godzin mija nie wiadomo kiedy...
Robią coś, co kochają albo przynajmniej bardzo lubią, co daje im przyjemność i odskocznię.
Mają kawałek własnego świata, którym potrafią się cieszyć... 
Instruktor czuje satysfakcję, a kursant odczuwa przyjemność, która jest kopalnią siły, energii i szczęścia. Kreuje swoją osobowość i myśli o swoim przyszłym rozwoju.
Jakąż rozkoszą dla instruktora jest fakt, że kursant jest niezaspokojony, kiedy kończą się zaplanowane godziny jazdy...
Większą rozkoszą może być tylko pozytywnie zakończony sprawdzian na egzaminie państwowym...najlepiej za pierwszym razem.
Często tak się dzieje w przypadku pasjonatów....bo pasja rodzi sukces. 
A sukces... jest zawsze spełnieniem, radością, satysfakcją, osiągnięciem celu.
Czyli - zadanie wykonane.
Nie zawsze oczywiście tak się dzieje. Czasem nawet pasjonat nie zdaje egzaminu za pierwszym razem. 
Lecz pamiętajcie - nie ma porażek, są tylko lekcje. 
Może właśnie ich potrzebowaliście... lekcji pokory, która jest nierozerwalnie związana z naszym życiem i bardzo potrzebna na drodze. 
Bardzo trafne stwierdzenie usłyszałam niedawno od doświadczonego mądrego instruktora, że na egzaminie niejednokrotnie lepiej sobie poradzi Janko Muzykant od wytrawnego wirtuoza. Właśnie ze względu na pokorę.
Pasja u niektórych rodzi się dopiero po dłuższym czasie... wtedy, kiedy przechodzi stres, który blokuje myślenie, tak ważne na drodze, co zawsze podkreślam. 
Wtedy, kiedy zaczynacie naprawdę się jazdą fascynować... stajecie się pasjonatami.
Im więcej poświęcacie tematyce drogowej czasu i uwagi, tym bardziej wasze zainteresowanie tematem rośnie. Chcecie być jeszcze lepsi, znać kolejne odpowiedzi, wgłębiać się w tematykę, jakże podniecającą przecież.
Pasja to lek na szarą rzeczywistość...dodaje energii i sprawia, że jesteśmy szczęśliwszymi ludźmi.
Są i tacy, niestety, którzy pasji jeżdżenia pewnie nigdy nie poczują...
Ci mogą być najwyżej miernymi rzemieślnikami...a spełniać się w innych dziedzinach.

My, pasjonaci - Wasi instruktorzy namiętnie...żarliwie...fanatycznie...
zarażamy Was swoją pasją. 
Pokochasz...zrozumiesz...
Jak nie pokochasz...to ja nie zrozumiem.

czwartek, 27 kwietnia 2017

Dowcipnie

Taki życiowy egzaminacyjny dowcip...opowiedziany przez Julcię M.

Po zakończonym egzaminie - ze skutkiem negatywnym - za niezatrzymanie się na czerwonym świetle egzaminator pyta
- " dlaczego Pani nie hamowała ?"
- egzaminowana osoba odpowiada z naiwnością dziecka
- " na kursie... sam hamował"... :).
Brawo, koledzy instruktorzy....Jakie mamy rewelacyjne samochody szkoleniowe.

Ta sama kursantka, po tym - jak jej włączyłam wycieraczki przy małym deszczyku - zapytała -
" na egzaminie same się włączą?" - genialne...uwielbiam Cię, Julcia...
spostrzegawcza i myśląca...czyli tzw. najlepszy sort kursantów...
Takie osoby zdają za pierwszym razem...

I z tej kategorii - z życia wzięte historyjki...
Jadę z kursantką po rondzie Giedroycia...zjeżdżamy z lewego pasa na prawy...pytam ją czy sprawdziła, czy nikt nie jedzie prawym pasem, na który zjeżdża...ona odpowiada, że nie, bo zawsze pan Marek patrzył...a przecież nie ma gwarancji, że egzaminował będzie Marek...
Nie wspomnę już, że po egzaminie będziecie sami jeździć !!! na pewno bez Marka...
Miałam też kursantkę - matkę trójki dzieci - która - wjeżdżając na skrzyżowanie, na którym należy ustąpić pierwszeństwa trzem stronom, nie okazywała ani krzty zainteresowania....
stwierdziłam - zupełnie słusznie, że każde z dzieci będzie musiało w przyszłości kontrolować swoją przypisaną stronę....aby mieć w ogóle przyszłość.
Dawno temu koleżanka instruktorka przed skrzyżowaniem, na którym należy ustąpić pierwszeństwa, pyta swoją kursantkę, dlaczego nie patrzy czy coś jedzie...kursantka odpowiedziała :
" a po co...? przecież ty patrzysz".
Inna instruktorka opowiadała, że analizując z kursantką wykonane parkowanie, zwróciła jej uwagę, że z jednej strony w ogóle nie da się wysiąść...kursantka odpowiedziała....
"a nic nie mówiłaś, że będziesz wysiadać".
Niby śmieszne, a w życiu (i na egzaminie) raczej żałosne...

niedziela, 19 marca 2017

Cała prawda o Prymusie...



Zdjęcie użytkownika Śmiać się czy płakać.Nie mojego...na szczęście.

Raz na jakiś czas można sobie pozwolić na odrobinę prywaty...
I to właśnie mam zamiar dziś uczynić...ze spokojnym sumieniem

Od dziecka nie miałam potrzeby, aby być prymusem...teraz żałuję...
Bo... prymusem być - jest super ...


Rok z kawałkiem już minął od momentu, gdy zaczęłam pracę w nowej firmie, w nowym zespole...Już pierwsze wrażenie - po miesiącu pracy - było bardzo pozytywne i sprawiło, że powstał post o pozytywnych aspektach zmian. 
... wspaniała atmosfera...przyjacielscy koledzy...
i Pan Mariusz - urzekający swoją kulturą, uprzejmością, wszechstronnością i wyrozumiałością... rewelacyjnie logistycznie zorganizowany.
Szef po prostu "wymiata". A jaki szef - taka firma.
Nie mogłam lepiej trafić.

I ten stan euforii - wyobraźcie sobie - po roku pracy wciąż się utrzymuje.
W Prymusie znalazłam miłość, przyjaźń i szacunek...i poczucie bezpieczeństwa - czyli wartości, które najbardziej w życiu cenię.
A w pracy spędzam dużą część swojego życia, jak każdy zresztą.  I dlatego atmosfera w miejscu pracy - w każdym przypadku - ma kolosalne znaczenie dla samopoczucia... i zdrowia nawet.
Zadowolony pracownik ma pozytywne nastawienie i jest bardziej efektywny
I w tym momencie przychodzi czas na beneficja dla Was, szanowni kursanci - 
przyszli i obecni....bo byli - dobrze o tym wiedzą. 
Wszyscy instruktorzy w Prymusie pracują z dużym zaangażowaniem i dbałością o efekty. 
Każdy z nas z entuzjazmem przekazuje swą wiedzę i doświadczenie. 
Po prostu - kochamy swoją pracę. Chociaż... czasem stykamy się z nie lada wyzwaniem.

Nie zawsze jednak osoba zarządzająca stosuje się do tej powszechnie znanej i logicznej zasady. Zawsze zasmuca mnie opowieść o frajerskim szefie, o atmosferze w pracy, która jest nieznośna... o pracy, która tylko męczy nie dając żadnej satysfakcji i marne profity. 
Też tak kiedyś miałam.
A każdy z menagerów powinien dbać o dobro pracowników i traktować ich z należytym szacunkiem. Nie tylko w naszej branży. 
Osoby kulturalne i kreatywne są w stanie stworzyć zespół zgrany i zaangażowany w sprawy firmy. Dobra atmosfera w pracy korzystnie wpływa na wypracowywane przez załogę wyniki. 
U nas wszystko gra jak najpiękniejsza symfonia... 
Może również dzięki muzycznej wrażliwości właściciela.

Czy to trzeba być Prymusem - jak Pan Mariusz, żeby to zrozumieć....? 
Pracodawcy...ogarnijcie się !!!

sobota, 18 lutego 2017

Jedna krótka chwila...


dekoncentracji...może być brzemienna w skutki...
nieodwracalne...






Nikomu nie życzę...i dlatego Was tak nękam.
Cel uświęca środki.
I wierzę...ba ... nawet często zauważam, że to rozumiecie...
I bardzo Wam za to dziękuję....moje Mądre Głowy.

Temat w sam raz na niedzielę....


bo z kościołem związany...
a do kościoła ludzie zwykle w niedzielę chodzą...


WORD - jest tam więcej modlących się osób niż w kościele...

I o cóż tu się modlić...?
Pomyślcie...
Może o pomyślne wiatry...o przyjaznego egzaminatora...o łatwą trasę...o optymalną formę...
I żeby się udało... i żeby nie popełnić błędu...i żeby nie zgasł...i żeby wyjechać z placu...
Każdy ma swoją indywidualną modlitwę...każdy ma swój cel...
Niektórzy mają plan - minimum - wyjechać do miasta i zobaczyć jak wygląda egzamin...
Nie jest to prawidłowe założenie - wynika zwykle z braku wiary w swoje umiejętności.
I - o zgrozo - może się spełnić - samospełniające się życzenie.
Wiara - jak mówią - czyni cuda.
Uwierzcie, że lepiej solidnie się przygotować i pójść pokazać, że umiecie jeździć - bezpiecznie i zgodnie z przepisami
To nie może być kwestia przypadku, szczęścia, modlitwy.... 
Zdajecie egzamin, aby uzyskać prawo jazdy i jeździć...jeździć wśród innych użytkowników drogi, którzy nie zawsze zachowują się na niej prawidłowo. 
Drogę trzeba umieć czytać...i to ze zrozumieniem. Trzeba umieć wychwytywać wyjątki i idiomy. 
Zatem...nastawcie się na plan maksimum....solidne przygotowanie, a następnie - dla formalności - egzamin czyli rutynowy przejazd - trasą, która jeśli nawet nie będzie Wam jeszcze znana, to przecież opiera się o schematy, które bardzo dobrze znacie. Znaki drogowe, które również bardzo dobrze znacie i widzicie, mówią Wam o tym, co należy zrobić w określonej sytuacji. 
Egzaminator jest widzem, który podziwia Waszą wirtuozerię. 
I na koniec - nie pozostaje mu nic innego jak pogratulować pozytywnie zakończonego egzaminu.
A w niedzielę - do kościoła...iść za uzyskane życie podziękować bogu...życie kierowcy...
Albo w poniedziałek - do Pana Mariusza po pamiątkowy brelok. "primus inter pares".

wtorek, 7 lutego 2017

Normalność



Czym więc jest normalność....?
Dla każdego pewnie, co innego znaczy.
Lecz może uda nam się stworzyć jakąś uniwersalną definicję.

Normalny kierowca - moim zdaniem - powinien 

1. bardzo dobrze znać przepisy ruchu drogowego i umiejętnie je stosować,
2. śledzić zmiany w przepisach i stale uzupełniać swoją wiedzę,
3. realnie oceniać swoje umiejętności i nie porywać się "z motyką na księżyc",
4. szanować innych użytkowników drogi - nie zagrażać swoim zachowaniem bezpieczeństwu ruchu drogowego i nie utrudniać ruchu,
5. wykazywać się elementarną choćby kulturą jazdy,
6. być wyrozumiałym dla innych użytkowników drogi, bo przecież nie każdy może być tak wspaniały i mądry jak Ty, normalny kierowco,
7. zachować przezorność i ostrożność w ocenie sytuacji na drodze,
8. stosować zasadę, że lepiej stracić 5 minut z życia niż życie w 5 minut,

Tyle podstawowych zasad na ten moment przyszło mi do głowy. Zapewne nie jest to katalog zamknięty i każdy z Was z chwilą zdobywania nowych doświadczeń na drodze będzie mógł dodać coś od siebie.
I na to właśnie liczę, mając na co dzień do czynienia z tyloma kreatywnymi osobami.
Zatem wykażcie się, moi drodzy. Zróbmy razem coś pożytecznego dla siebie i dla innych.
Bo normalnie - oznacza  zgodnie z przyjętymi normami, czytelnie dla innych użytkowników drogi, czyli bezpiecznie.