poniedziałek, 1 lutego 2021

Nauka jazdy

Drogi panikarzu, droga panikaro,

przychodzisz do szkoły jazdy, aby nauczyć się jeździć.
Stanowisz ze swoim instruktorem zespół.
Na starcie on posiada 100% umiejętności, Ty nierzadko 0.
Szkolenie ma na celu przeniesienie umiejętności na kursanta.
Na szczęście instruktor ich nie traci czyli jest to w zasadzie swoiste pomnożenie tego, co instruktor umie. Nie będzie efektów bez elementarnego zaufania do instruktora.
Zadaniem zespołu jest wypracowanie zachowań i reakcji prawidłowych i bezpiecznych na drodze. I 100% wiedzy w tym temacie na starcie posiada instruktor, ale zawsze chętnie się z Wami nią dzieli. Z czasem jajko może być mądrzejsze od kury, ale na początku raczej nie.
Miałam niedawno fajnego kursanta, który deklarował od początkowych godzin, że chce jeździć po drogach co najmniej 50 lat. Często mu to później przypominałam...bardzo dobrze jeździ... i niedługo pewnie zda egzamin państwowy za pierwszym razem.
Nie chodzi jednak - jak niektórzy twierdzą - o przygotowanie do egzaminu...ale właśnie o te 50 kolejnych lat.

Egzamin to tylko sprawdzian, jakich wiele przeszliście w swoim życiu.
Poza doskonałą wiedzą i umiejętnościami potrzeba jeszcze trochę szczęścia. Nikt nie ma wpływu na sytuację na drodze, z jakimi uczestnikami ruchu przyjdzie mu się zmagać podczas tej niecałej godzinki. Jedni mają bardzo łatwo, inni hardcorowo, lecz jak ktoś umie jeździć i myśleć na drodze, to zda. Najwyżej za drugim albo trzecim razem.
I w tym wypadku na pewno nie może obowiązywać zasada czterech Z :
zakuć, zdać, zapić, zapomnieć... chociaż czasem i tak bywa. 
Ktoś, kto długo nie jeździ często popada we wtórny analfabetyzm. 
Ale przecież tak jest ze wszystkim, czego nie robimy, nie powtarzamy, nie kultywujemy.

A na kursie - najpierw wszystko odbywa się na zasadzie dyktanda...
Instruktor podpowiada krok po kroku....kursant wykonuje polecenia - często z delikatnym opóźnieniem... (co nie zawsze jest bezpieczne na drodze, która żyje, tętni życiem, ewoluuje...), z czasem kursant zaczyna samodzielnie obserwować, analizować, wyciągać wnioski, zauważać własne błędy...i to jest ten czas, kiedy już prawie umie. Przez cały ten czas macie obok siebie anioła stróża w osobie instruktora. Jego zadaniem jest nie tylko nauczyć, ale również zadbać o bezpieczeństwo Waszych zachowań na drodze.

Biologia mnie nigdy nie pasjonowała, ale wiem, tak jak wszyscy, że nasze mózgi to biologiczne komputery. W pamięci mają miliardy programów i są serwerami wysyłającymi rozkazy do całego ciała...I tu również moja wiedza jest poniżej Waszej przeciętnej...ale wiem, że nawet najlepszy sprzęt nie wykona swych funkcji bez wprowadzenia odpowiedniego programu. I tym właśnie się zajmujemy na zajęciach nauki jazdy.

Po paru godzinach jazdy zazwyczaj już doskonale sobie radzicie ze współpracą.
Wspólny język zostaje opracowany i wszystko idzie w dobrym kierunku. 
 
Dla niektórych jest to sprawa łatwa i prosta - jak bułka z masłem...dla innych - niezwykle skomplikowana...Dla wszystkich prawie - strasznie stresująca....szczególnie na początku.
I tak powinno być, bo przecież prowadzenie auta wiąże się z olbrzymią odpowiedzialnością, z której należy sobie zdawać sprawę od samego początku swojej przygody drogowej. 
I nigdy o niej nie można zapomnieć.
Dostajecie przecież do swojej dyspozycji śmiercionośne narzędzie, którym należy dysponować mądrze, z należytą starannością... tak, aby zawsze dostarczało nam tylko pozytywnych i miłych wrażeń. 
W momencie, kiedy to zrozumiecie - znaczy, że umiecie.
A później - to już tylko wiatr we włosach.
I uważamy, żeby ich za mocno nie rozwiało !!!







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz