sobota, 18 lutego 2017
Temat w sam raz na niedzielę....
bo z kościołem związany...
a do kościoła ludzie zwykle w niedzielę chodzą...
WORD - jest tam więcej modlących się osób niż w kościele...
I o cóż tu się modlić...?
Pomyślcie...
Może o pomyślne wiatry...o przyjaznego egzaminatora...o łatwą trasę...o optymalną formę...
I żeby się udało... i żeby nie popełnić błędu...i żeby nie zgasł...i żeby wyjechać z placu...
Każdy ma swoją indywidualną modlitwę...każdy ma swój cel...
Niektórzy mają plan - minimum - wyjechać do miasta i zobaczyć jak wygląda egzamin...
Nie jest to prawidłowe założenie - wynika zwykle z braku wiary w swoje umiejętności.
I - o zgrozo - może się spełnić - samospełniające się życzenie.
Wiara - jak mówią - czyni cuda.
Uwierzcie, że lepiej solidnie się przygotować i pójść pokazać, że umiecie jeździć - bezpiecznie i zgodnie z przepisami.
To nie może być kwestia przypadku, szczęścia, modlitwy....
Zdajecie egzamin, aby uzyskać prawo jazdy i jeździć...jeździć wśród innych użytkowników drogi, którzy nie zawsze zachowują się na niej prawidłowo.
Drogę trzeba umieć czytać...i to ze zrozumieniem. Trzeba umieć wychwytywać wyjątki i idiomy.
Zatem...nastawcie się na plan maksimum....solidne przygotowanie, a następnie - dla formalności - egzamin czyli rutynowy przejazd - trasą, która jeśli nawet nie będzie Wam jeszcze znana, to przecież opiera się o schematy, które bardzo dobrze znacie. Znaki drogowe, które również bardzo dobrze znacie i widzicie, mówią Wam o tym, co należy zrobić w określonej sytuacji.
Egzaminator jest widzem, który podziwia Waszą wirtuozerię.
I na koniec - nie pozostaje mu nic innego jak pogratulować pozytywnie zakończonego egzaminu.
A w niedzielę - do kościoła...iść za uzyskane życie podziękować bogu...życie kierowcy...
Albo w poniedziałek - do Pana Mariusza po pamiątkowy brelok. "primus inter pares".
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz